W nocy z 25
na 26 Grudnia w Wetlinie (Polska południowo – wschodnia - przyp. red) nieznany
sprawca dopuścił się wyjątkowo brutalnego morderstwa. Ofiarą okazał się być
dobrze wszystkim znany bałwan z pobliskiej posesji o imieniu Gienek.
„Ofiarę
ostatni raz widział jeden z mieszkańców, gdy w pobliskim barze pił grzane piwo
z lodem. Zgon nastąpił między drugą a czwartą w nocy w wyniku ścięcia najmniejszej
kuli. W sensie tej najwyżej, to jest głowy” – mówi rzecznik prasowy policji – Zenon
Ojdana.
Okoliczni
mieszkańcy są zszokowani i przerażeni. Boją się, że podobny los może dotknąć
każdego z nich. Zwłaszcza, że to nie pierwszy raz kiedy jakiś bałwan traci
głowę. Dla przypomnienia w lutym 2010 roku w tej samej okolicy dwóch sprawców
zostało schwytanych przy kałuży bałwaniej wody na podłodze. Na pytanie dlaczego
urwali głowę bałwanowi, odpowiedzieli krótko: „a urwaliśmy?”
„Na razie
nie ma powodów do paniki, widać jednak czarno na białym, że ktoś tu nie lubi
bałwanów. Okolica nie należy do bezpiecznych, pracujemy jednak nad poprawą tego
stanu rzeczy. Przykładowo od kwietnia do listopada nie mieliśmy ani jednego
zamachu na bałwana” – mówi Ojdana. Dana obietnica nie uspokoiła mieszkańców.
Mówi się nieoficjalnie o niekompetencji miejscowej policji i chęci wzięcia
sprawy w obywatelskie ręce.
Jeden z
sąsiadów, który poprosił nas o anonimowość powiedział nam, że podczas ostatniej
rozmowy z Gienkiem, ten był podenerwowany i nieufny. Mówił o tym, że: „może czas
wziąć kule za pas i spieprzać w las”.
„Na obecną chwilę, niewiele udało nam się
ustalić, wiemy na pewno, że cios został zadany narzędziem, o którym nie mamy
bladego pojęcia, mamy natomiast pewne przypuszczenia co do sprawcy i to kwestia
dni, kiedy zostanie on zneutralizowany” – mówi. Starszy aspirant – Wojciech Mróz.