piątek, 19 lutego 2010

Wystarczy tej powagi...

Jak sam drogi czytelniku tego prawdopodobnie najmniej poczytnego bloga w kraju, a może i całych Bieszczadach widzisz, post poniżej, a właściwie jego część pisana kupy się nie trzyma "pojawiają" się i "pojawiają" i "pojawiają" dziwne zdania - jedno po drugim. Cóż, zasada nr jeden złamana. Piłeś? Nie pisz! Obiecuję - więcej nie będę. Na całe szczęście, najistotniejsza jego część była nie do popsucia i nawet po paru piwkach udało mi się ją tam zamieścić! Ot co!:)

czwartek, 18 lutego 2010

Cóż mogę powiedzieć? Rzadko tutaj jestem poważny. Jeszcze rzadziej w tym miejscu pojawia się coś poważnego, a jeszcze rzadziej pojawia się trochę nostalgii. Nic więcej nie mówię... Łukasz Kawon. Zobaczcie!

czwartek, 4 lutego 2010

Ach biedny nasz pan Premier!

Ten tekst w żaden sposób nie odzwierciedla moich (tfu) poglądów politycznych:

Ach biedny nasz pan Premier! Ledwo słońce czoło pokazało, ledwo niebo zbladło, a on już na nogach! Godzina 8.30. Ja - prosty obywatel tego pięknego kraju. „Szarostrefowiec”, numerek w komputerze gdzieś na ulicy Wiejskiej - mam jeszcze pół godziny snu przed sobą. A on! Gdzie mi do niego! On światełkiem w tunelu La Manche dla powracających z wysp, on gospodarz cudotwórca. On - ostatni jeździec demokracji! On już był na nogach. Nieświadom tego co się w stolicy odbywa – obróciłem się na drugi bok i zasnąłem.

O godzinie 9.00, kiedy ja wstawałem - pełen optymizmu, patrząc na słońce, które już dawno przestało ocierać tyłkiem o szczyty gór, on – na dalekiej północy – w Warszawie, siadał patrząc na to samo słońce, przed komisją hazardową. Ach biedny nasz pan Premier – pomyślałem.

O godzinie 17.00, po pracy jedząc obiad moich uszu dobiegł znajomy głos. Wręcz matczyny – jakby mówił do mnie „już dobrze, już po wszystkim, jestem przy Tobie”. A więc on nadal mówi?! Jak to?! To już ósma godzina! Dajcie spokój panu Premierowi! Biedny pan Premier

Czy mnie oczy nie mylą? Jest godzina 20.00 on nadal mówi! A oni wciąż pytają! Choćbym nie wiem z kim rozmawiał, to po 11 godzinach nie miałbym już o co pytać! Ach ci nasi politycy! Tacy rozmowni. Widać, że się troszczą o dobro wspólne! Żeby nic nie umknęło uwadze! Trzeba dorwać winnych i oszustów! A nasz pan Premier! Jaki szlachetny! Odpowiada grzecznie, jak było. I jaką pamięć ma nasz pan Premier! Pamięta wszystko co się stało! Wszystko! Jakby z nut odpowiada, co robił 14 września! Taki to nasz pan Premier, jestem pewny, że nie zapomniał o tym co mi obiecał! Jestem spokojny.

Godzina 21.47. Dobija trzynasta godzina przesłuchania. Coś czuję, że towarzystwo ma na godziny płacone. Pan premier nadal mówi. Humor go nie opuszcza. Odkryłem jednak jego sposób na takie gradobicie pytań. Zauważyłem oglądając transmisję przy kolacji, jak pan Premier popija płyn. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że płyn spożywany jest z podejrzanie małego naczynia! Może ja się nie znam na szklankowych trendach, może to dlatego, że jest kryzys, może pan Premier nie ma czasu na picie w większych szklankach pomiędzy odpowiedziami, bo by się rozgazowało. Nie sądzę jednak, żeby ktokolwiek, NAWET nasz biedny pan Premier przyjął taką dawkę pytań na trzeźwo i nie pogubił się w zeznaniach.

Aż dziw bierze, że nasz pan Premier to wszystko wytrzymuje! Jestem pewien, że każdy na jego miejscu w tej komisji, tej HAZARDOWEJ, ledwo wytrzymałby godzinę, a po dwóch powiedział PAS.