środa, 1 kwietnia 2009

Piłka nożna i prima aprilis

  Odkąd przestałem kompletnie interesować się piłką nożną, moi starsi bracia, potem tata, a teraz nawet mama, śmieją się ze mnie i mówią "co to za facet, który nie lubi piłki nożnej". Kulminacyjnym tego momentem było zdarzenie, kiedy to nasz bramkarz - Boruc (ps. Borubar) zrobił coś złego na boisku, konkretniej pod bramką (do teraz nie wiem co), a  ja po trzech dniach, podczas których "Borubar" nie schodził z pierwszych stron gazet - nic nie wiedziałem... Zdecydowałem się więc, kiedy nadarzyła się stosowna okazja,  obejrzeć mecz... POLSKA - SAN MARINO... Z czasów kiedy jeszcze marzyłem o byciu piłkarzem pamiętałem, że reprezentacja San Marino, jakby  to ująć "golami nie grzeszy". No cóż niech stracę... Uważam osobiście, że przez 90 minut ze sporym okładem można zrobić dużo innych ciekawszych nawet rzeczy, pzykładowo - napić się piwa, albo napić się dwóch piw, albo mmoże napić się trzech piw. Wiem, że istnieje spora rzesza ludzi, któzy uwielbiają te dwie czynności łączyć jest też spora grupa, która łączy oglądanie meczu z drugą czynnością i jeszcze większa, która łączy mecz z czynnością trzecią... Ja do nich nie należę. No, bo po co zaśmiecać sobie głowę podczas picia piwa, kawałkiem szmatki, za którą gania 20 gości. A i jeszcze się denerwować! Bo Perejro nie tak podał, Bo Franek znów w piłkę nie trafił, a Borubar nie złapał piłki... Po samym piciu piwa można mieć co najwyżej dzień kaca, a z tego co widziałem ostatnio to Polacy mieli po "akcji Boruca" kaca przez kilka dobrych dni. Ale wróćmy do mojego "powrotu do piłki nożnej". Zamiast piwa miałem herbatę, zamiast chipsów frytki, a zamiast kolegów z osiedla rodzinę... tą samą która wyśmiewała się ze mnie. Aha warto też dodać, że zamiast jakiegoś"AJRISZ PABU" siedzieliśmy w kanapie w domu. Co prawda proponowałem bratu, żebyśmy poszli do knajpy i tam obejrzymy ten mecz, ale NIE... samochodem jestem. No jak tak na mecz samochodem przyjeżdżać!? 
  Wreszcie zaczał się mecz. Rodzina wzięła głęboki oddech minęło trzy sekundy, potem sześć, gdy spuścili powietrze. Tata rzucił szydercze: "Noo! Zobaczymy!" Minęło 10 sekund, 12 zjadłem frytkę, 14 sekund - drugą 17 popiłem herbatą, 20 - tata: "Tyy popatrz!" 27 sekund gol... No co zrobić. Miało być widowisko! Mieliśmy czekać na bramkę, pot miał zlewać się z nas bardziej niż z tego biednego sędziego, miałem zjesć moje frytki, miałem wylać herbatę, bo się zrobiła zimna, miałem zdąrzyć zgłodnieć... a tu?! Och gol. Prima aprilis? hmmm. No nie... No ale cóż. Minęło 10 minut i mi się już nie chciało... ktoś teraz powie "gówno się bobek znasz". Pewnie tak... Minęło 45 minut i było 4:0. byłem pewny, że nie będę oglądał 2 połowy, ale coś mnie skłoniło. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, że  pod koniec meczu, z odbiornka tv słychać: "No Panowie po dziesiątego", albo kompletnie bez emocji "I mamy gola...". 
  10 do 0. Biedni piłkarze w niebieskich strojach... Piłka jest okrutna. Moim zdaniem powinni się cieszyć, że nie mieszkają w Polsce. Polskie media i ludzie zrobiłyby z nich po takiej porażce winnymi II Wojny Światowej, wybuchu bomby w Hiroszimie, komunizmu i bandą nieudacznków, z przywódcą nieudaczników na czele. I nie liczy się to, że ostatni mecz był dobry! Nie liczy się to, że to tylko jedno potknięcie od dawna. W Polsce chyba trudno tak bardzo jak nigdzie indziej być gwiazdą sportu. Młody utalentowany sportowiec najpierw szuka sponsora parę lat. Gdy już mu się uda, zaczyna odnosić sukcesy. Ma coraz więcej fanów, wygrywa wszystko i ogrywa wszystkich i wszystko jest wspaniale, aż do czasu gdy się potknie... "O Ty taki i owaki!", "Nie robiłby z siebie pajaca", "Czemu on sobie nie da już spokoju?!". I to mnie denerwuje bardzo. Wszystko jest dobrze, dopóki jest dobrze... To jedna z przyczyn dlaczego przestałem interesować się piłką nożną i innymi sportami też.
  Ogólne wrażenia po meczu... w tym samym czasie na innej stacji laciała jakaś telenowela, tam też akcja układa się w ten sposób, że na początku nic nie wiadomo, ale już po minucie wiemy, że wszystko musi skończyć się dobrze. To chyba było podobne widowisko. Frytki zjadłem, herbatę wypiłem, mecz obejrzałem. Niejedne frytki w najbliższym czasie zjem, niejedna herbaę wypije, ale do oglądania meczu.... jakoś mnie nie ciągnie...