piątek, 21 października 2011

Nad końcem świata lament wielki!

Godz. 17.00 21 X 2011r.
Gdy nadchodzi ostatnia godzina życia, Twojego i wszystkich dookoła, nawet Twojego kota i kota Pana Prezesa i koniec końców, prawdziwy THE END bez szczęśliwego zakończenia – jak w Titanicu. To zaczynasz się zastanawiać: Chwila! Niee no, znowu?!

Godz. 18:14  21 X 2011r.
I znów poślizg. Tylko czemu? Miało być o osiemnastej. Moim zdaniem to przesada. Jak można tak ważną rzecz odkładać choćby pięć minut, a tutaj już czternaście! Takie wydarzenie musi być zapięte na ostatni guzik! Tak jak guziki w poduszce, bo inaczej gdy przypadkiem w nocy ręka się tam zaplącze, to strasznie irytuje, przynajmniej mnie. Gdybym miał podać inny przykład jak bardzo ma być zapięte na ostatni guzik to podałbym przykład raczej bardziej metaforyczny, niż dosłowny; bo nie wiem czy wiecie, ale ludzie wolą metafory, ponieważ nie muszą ich rozumieć żeby robić mądre miny i udawać, że wiedzą o co chodzi. A gdy taki jeden delikwent nie zna słowa, to niczym się nie wybroni. Dlatego właśnie woli powiedzieć: 'To się ciągnie jak Moda na sukces', niż – 'Chroniczny'. Wracając do tematu: aby reszta ludzi wiedziała jak bardzo na ostatni guzik, to powiedziałbym, że musi być przygotowane tak jak snajper do strzału albo i lepiej - jak dożynki na wsi. Mało tego! Powinno być gotowe dużo wcześniej, a o 18 to tylko wstęgę przeciąć, guzik przycisnąć i fru. A może coś nie zadziałało? Może coś złego się stało? To nie możliwe przecież w takiej sytuacji? Co jeszcze gorszego może się stać? No proszę? Może to już po wszystkim?

Godz. 19.25  21 X 2011r.
Skandal, czysty skandal! Ktoś sobie z tego społeczeństwa robi zwykłe jaja. Kto się wytłumaczy prawie siedmiu miliardom czekających ludzi?! Proszę państwa jak to inaczej nazwać? Pamiętacie? Jak krzyczeli? Że 2000! Koniec świata! Zagłada! Że magnetowidy padną! I co wykrzyczeli? Słyszymy przecież jak gwiździ za oknem, widzimy, że leje, że piździ – czyli, krótko mówiąc - normalka… Baba Vanga? Majowie? Nostradamus? Ksiądz Natanek?! Wszyscy oni tak krzyczeli i nic. Jak to tak dalej pójdzie to mówię Wam: TO JEST KPINA! Przeżyłem już co najmniej cztery końce świata, tyle pamiętam. Pewnie było więcej i dziś też czekałem. Piwo chciałem kupić, ale psiakrew nie wiedziałem ile, bo nie mogłem zgadywać, czy na cały wieczór, czy do osiemnastej. Jak tylko do osiemnastej to w wypadku gdy wypadku nie będzie i nic się nie stanie… będę musiał wstać i iść. Lub na odwrót – jeśli rypnie o osiemnastej, a ja w lodówce zimne mam… to szkoda straszna jak się zmarnują. Znajomych zaprosić też chciałem, ale na którą zaprosić? Na szesnastą? Bez zsnsu. Dobrze, że nie zaprosiłem, bo wstyd. Tak coś obiecać, a potem nici.

Eeehh. Pozostaje nam tylko czekać na murzyńskiego papieża, a tymczasem, żyć trzeba i zjeść trzeba.


Bobiszcz

środa, 5 października 2011

Martwy blog roku 2011

Z przyjemnością chcę poinformować państwa, że ten cichy, spokojny i nudny blog, został wyróżniony nagrodą „Martwy blog roku 2011”. Wyróżnienie to jest dla mnie o tyle wyjątkowe, że nagrody za rok 2011 zwykło się przyznawać, dopiero w roku 2012 – to znaczy, wtedy kiedy rok się skończył i nic już wydarzyć się nie może. Szanowne jury stwierdziło jednak, że nagrodę można z czystym sumieniem przyznać już teraz – motywując swoją decyzję słowami: Jeszcze nigdy w polskim Internecie, ani nawet w całym bloku wschodnim nikt tak umiejętnie (nie)prowadził swojego bloga…” Koniec cytatu.
Oglądając rozmaite gale rozdania nagród, widziałem jak to wyróżnieni dziękują i mówią ładne rzeczy… Tak też mam zamiar się zachować i spróbuję.

Przede wszystkim chciałbym podziękować Wam – czytelnikom, bo liczba odwiedzin, to niewątpliwie Wasza zasługa. Nie potrafię wyobrazić sobie tego osiągnięcia bez Was. To Wy tworzycie tego bloga! (nie, tutaj to chyba trochę przesadziłem – trzeba inaczej) To dzięki Wam, ten blog jest taki jaki jest, (cholera, gdybym to ja był czytelnikiem, to po tym zdaniu obraziłbym się. Inaczej). To nasz wspólny sukces i każdy z nas ma w niego wkład. Mój: taki, że nie wklepałem tu ani jednego słowa od trzech miesięcy, może dłużej. Z kolei wasz, że stanęliście na wysokości zadania i nie odwiedzaliście tego miejsca równie długo. Dziękuję i pozdrawiam również moją mamę (bo mamę zawsze warto pozdrowić) i kota, za to, że jedyny raz kiedy chciałem coś napisać w połowie sierpnia spał smacznie na moim komputerze, zniechęcając mnie do podjęcia czynności otworzenia go. Równocześnie zapewniam, że to nie koniec sukcesów w tej dyscyplinie. Obiecuję dalszą ciężką pracę, oraz walkę o kolejne wyróżnienia.

A teraz bardziej na poważnie (jeśli można o jakiejkolwiek powadze w tym miejscu pisać). Pomyślicie sobie. ‘Oho znów pisze o byle czym, bo nie ma pomysłów’. Otóż po pierwsze pomysłów, to on ma co nie miara, ale jedne zbyt durne, drugie zbyt poważne, a jeszcze inne to aż głupio, lub szkoda w tekst zamieniać, po drugie od zawsze pisałem tu o byle czym… Wakacje się skończyły i wierzcie lub nie, teraz mam więcej czasu! W tym miejscu naprawdę obiecuję poprawę i to w tę dobrą stronę. Pozdrawiam i do przeczytania.
Obibob/k