poniedziałek, 30 listopada 2009

Cały dzień w 9 sekund!

Wyszperałem takie coś:


Widzieliście kiedyś tak krótki film, w którym skondensowane jest tyle treści?! No może "Krecik"... Ale tyle tak niesamowicie prawdziwej treści?! Ja nie... I właśnie dlatego, chciałem się tym z Wami podzielić! Pozdrawiam

niedziela, 22 listopada 2009

Historia o niespełnionej miłości w pomieszczeniu kuchennym...

Przydarzyła mi się parę dni temu przygoda. Niespodziewanie, rano, kiedy ostatecznie wstałem z łóżka, zobaczyłem rzecz straszną i krzyknąłem niczym kobieta przed ważną imprezą: "o k... nie mam się w co ubrać!!". Wszelkie próby i starania znalezienia czystych rzeczy w szafce okazały się daremne. Konsekwencje wyciągnięte z tego porannego ciosu były jednoznaczne, no nie do końca. Wszak miałem aż dwa wyjścia: Pierwsze - wracamy do łóżka i czekamy spokojnie, bez paniki parę dni na rozwój wydarzeń. Drugie - robimy pranie... Długi był tok myślenia, wyciąganie wszystkich za, oraz przeciw. A może by tak połączyć przyjemne z pożytecznym i pójść spać? Sen jest zdrowy! Ale jutro muszę być na uczelni... Co będzie gdy pomimo przeczekania kryzysu obudzę się, a on nieoczekiwanie sam się nie rozwiąże?! Co jeśli zaśpię na zajęcia?! (ykhm...). Cóż. Postanowiłem stawić czoła temu wyzwaniu. Pokażę na co mnie stać i mimo zaspania oraz nienajlepszego nastroju spowodowanego brakiem odzienia zrobię to!

Pozbierałem brudne rzeczy, wszedłem do kuchni. Tu chciałbym się na chwilę zatrzymać. Bo, gdzie powinna stać pralka? W kuchni, czy w łazience? Zawsze mnie to zastanawiało u kogoś tak, u kogoś inaczej. No ale nieważne. Wszedłem więc do kuchni... Kuchenka jak każda inna (studencka). Syf plamy na podłodze, mała lodówka w rogu, zlew na przeciwko wejścia - pełen garów, wysoki piec kaflowy po prawej, worek ze śmieciami i półka z masą różnych rzeczy, których nikt nie używa, ale gdy chcesz coś z nich wyrzucić to nikt Ci nie pozwoli. Po środku tego wszystkiego ona - Helga - nazwana tak przez poprzednich lokatorów mieszkania, zapewne za sprawą niewątpliwego niemieckiego pochodzenia. Helga - pralka marki "Miele" z niemieckimi opisami programatorów, na moje oko około 15-letnia machineria, która pewnie nie jedno w swoim życiu przeszła. Wywołuje u mnie lęk, chociażby za sprawą mechanizmu jej otwierania. Może jestem dyletantem w tej dziedzinie, ale gdy miałem przyjemność pierwszy raz spotkać Helgę około półtora miesiąca temu nie potrafiłem jej otworzyć. Wszystkie "poprzednie" miały prosty sposób otwierania - jakaś klamka czy coś. Tej sztuki rozgryźć nie potrafiłem. Niemiecki inżynier wyprzedził swoją epokę i stwierdził, że Helgę otwierać będziemy za pomocą przycisku, gdy Helga jest podłączona do prądu.

Przystąpiłem jednak do tej jak się potem okazało, nierównej walki z SSmanką. KOCH-BUNTWASCHE… STUFENSCHLEUDERN... HAUPTWASCHEN... STARKEN... SPULLEN... SCHLEUDERN... Ehhh SZTEFEN MULLER! Na szczęście poprzedni lokatorzy zostawili kartkę przyklejoną do obudowy Helgi z tłumaczeniem. Ale co z tego?! Skąd mam wiedzieć jaki ustawić stopień odwirowania i czy wcześniej robić przedpranie?! Czarna magia. A właściwie biała, bo Helga to czystej rasy Aryjka. Raz się żyje! na intuicję wcisnąłem parę przycisków. Helga burczała, wyła, chwilami zdawało się nawet jakby śpiewała coś. Ale czegoś jej brakowało. Pomyślisz teraz sobie: „kretyn proszku nie wsypał...” Otóż wsypał. Burczała tak i burczała, ale nadal nic. Pochodziłem po mieszkaniu poszukałem pomysłów. Wiem! Woda... Helga nie miała wody! A jak to się mówi "z gówna forsy nie ukręcisz..." Helga miała swój kranik. Ukryty, gdzieś tam, daleko. Przekręciłem. Nic. W drugą stronę. Nic. Wreszcie w pozycji, w której kranik był od początku, po wciśnięciu HAUPTWASCHEN. Coś zaczęło się dziać. I działo się bardzo dobrze! Helga prała!

Zrelaksowany siedziałem sobie w fotelu i popijałem herbatę kiedy z kuchni przestały dochodzić dźwięki prania. Skończyła. Uradowany pobiegłem do kuchni. Nie wiedziałem jeszcze, że najgorsze dopiero ma się wydarzyć...

"Helga oddaj wodę" proszę... mówiłem po 10 minutach bezowocnych prób wyjęcia z prania z brzucha mechanicznego-gestapowca-kobiety. Bo jak tu wyjąć pranie gdy woda w środku. Tylko razem z wodą, a tego nikt z nas nie chciał. Helga nie chciała oddać wody, do której tak się widocznie przywiązała. Na nic okazały się moje próby rozmowy z pralką: „Helga! Heluś! Helunia! Popatrz na mnie! Co zrobiłem nie tak? Za mało proszku? Hela! Proszę Cię! Ja też miałem ciężkie dzieciństwo! Mów do mnie…” Dla żadnej, wcześniej nie byłem tak czuły, a ona nic… kompletnie nic. Znów zacząłem szukać odpowiedzi po mieszkaniu. Daremnie.

W tym czasie gdy nie wiedziałem co zrobić, pewna osoba (pozdrawiam i dziękuje) zasugerowała mi, że Helga może po prostu potrzebować seksu… Wtedy mnie olśniło! W kuchni ostatnio pojawił się nowy lokator – Mikrofalówka - Skinhead-Mikrofal-Oi! White Power. Znaliśmy się już wcześniej, z poprzedniego mieszkania. Sam zresztą dałem mu tak dumne imię. Powiązałem fakty. Ona – Niemka z prawicowymi poglądami, On – ze skrajnie prawicowymi poglądami. Było oczywiste. Helga się zakochała. Cóż widocznie bez wzajemności. Pierwszej młodości już nie była. Niestety. Zostawiłem Helgę z jej problemem. A niech cierpi. Po tym co mi zrobiła… Udałem się na spacer.

Gdy wróciłem, w mieszkaniu byli już moi współlokatorzy. Razem ustaliliśmy, że Helga jak każda inna pralka nie ma uczuć, a winą może być zatkany filtr… Bez chwili zawahania chwyciłem zakrętkę od filtra bezdusznej maszyny. Nie wiedzieliśmy, że jedno zdanie dzieli nas od katastrofy: „A jak to otworzymy to, woda nie wyleje się z pralki?” Gdybym czasem po wysłuchaniu drugiego człowieka, przeanalizował to co powiedział… Tak więc Helga oddała wreszcie całą wodę… na podłogę. Na szczęście przytomne myślenie i jej konsekwencja - szybka akcja ratunkowa uratowały nas od kompletnej katastrofy. Do dziś, żaden z sąsiadów nie przyszedł z dołu…

To wydarzenie nauczyło mnie, czegoś ważnego. Po pierwsze - Helga jednak ma uczucia i nigdy więcej nie powiem przy niej czegoś ją obrażającego. Po drugie – nie ufaj kobietom, które mówią do Ciebie w obcym języku lub nic nie mówią i po trzecie i najważniejsze – rób pranie w pralni.

środa, 18 listopada 2009

Aaaaah!

Witam! Siedzę nad klawiaturą od 2 godzin. Dramat polega na tym, że od 2 tygodni w głowie mam pomysł, ale jego wylanie z głowy okazuje się teraz rzeczą niemalże niemożliwą. Gdybym napisał Wam po prostu wszystko co tam siedzi.... ten blog z założenia nie miał zawierać treści dramatycznych. Tak więc na początek muszę przefiltrować tą zawartość z jednej strony na drugą, zostawiając te wszystkie niepotrzebne rzeczy z jednej strony głowy. Po drugiej stronie poukładać wszystko tak jak należy i dopiero potem napisać. Proste to nie jest, ale obiecuję, że się staram. Właściwie raz już przelewałem wszystko do notatnika, ale wtedy musiałem przerwać. I tekst został w Wetlinie. W piątek poproszę upoważnioną osobę, żeby wysłała mi to wszystko i wtedy pomyślimy co z tym zrobić.
Mógłbym w sumie nic nie pisać. Teraz tylko ktoś zobaczy w moim opisie adres do bloga, nieopatrznie kliknie z nadzieją na wreszcie dobry tekst, a na miejscu zobaczy taki wypocin. To się wkurzy chyba... Dlatego, żeby jednak zostawić coś tutaj dzisiaj, zostawię dowcip. Proszę bardzo!

W starożytnej Grecji, Sokrates był uważany za człowieka, który posiadł wielka mądrość i wiedzę. Pewnego dnia znajomy spotkał wielkiego filozofa i powiedział:
- Sokratesie, wiesz, czego właśnie dowiedziałem się o Twoim uczniu?
- Zaczekaj chwilę - odpowiedział Sokrates - zanim mi o tym powiesz, chciałbym poddać Cie malej próbie. Taki potrójny filtr, przez który przepuścimy Twoja informacje.
- Potrójny filtr?
- Właśnie - kontynuował filozof - nim powiesz mi coś o moim uczniu, sprawdźmy te informacje pod trzema katami. Pierwszy to PRAWDA. Czy jesteś całkowicie pewien, ze to, o czym chcesz mi powiedzieć jest prawda?
- Nie - odpowiedział znajomy - właściwie to dowiedziałem się o tym od kogoś...
- W porządku - przerwał mu Sokrates - wiec nie wiesz, czy to jest prawda czy nie. Teraz drugi filtr - filtr DOBRA. Czy chcesz mi powiedzieć o tym uczniu coś dobrego?
- Nie, wręcz przeciwnie...
- W takim razie - odparł uczony - chcesz mi powiedzieć coś złego o nim, ale nie jesteś pewien czy jest to prawda. Został jeszcze ostatni filtr: filtr POŻYTECZNOŚCI. Czy to, co chcesz mi powiedzieć jest dla mnie pożyteczne?
- Nie, właściwie to nie...
- A wiec - skonkludował Sokrates - jeśli to, o czym chcesz mi powiedzieć może nie być prawdziwe, nie jest dobre, ani nawet przydatne dla mnie, to, po co o tym w ogóle mówić?
I to właściwie wyjaśnia, dlaczego Sokrates był wielkim filozofem i cieszył się takim szacunkiem, oraz to, dlaczego nigdy nie dowiedział się, ze Platon bzykał jego zonę.

No to ja się ładnie żegnam. Wracam za parę dni miejmy nadziej z czymś konkretnym:)