niedziela, 22 listopada 2009

Historia o niespełnionej miłości w pomieszczeniu kuchennym...

Przydarzyła mi się parę dni temu przygoda. Niespodziewanie, rano, kiedy ostatecznie wstałem z łóżka, zobaczyłem rzecz straszną i krzyknąłem niczym kobieta przed ważną imprezą: "o k... nie mam się w co ubrać!!". Wszelkie próby i starania znalezienia czystych rzeczy w szafce okazały się daremne. Konsekwencje wyciągnięte z tego porannego ciosu były jednoznaczne, no nie do końca. Wszak miałem aż dwa wyjścia: Pierwsze - wracamy do łóżka i czekamy spokojnie, bez paniki parę dni na rozwój wydarzeń. Drugie - robimy pranie... Długi był tok myślenia, wyciąganie wszystkich za, oraz przeciw. A może by tak połączyć przyjemne z pożytecznym i pójść spać? Sen jest zdrowy! Ale jutro muszę być na uczelni... Co będzie gdy pomimo przeczekania kryzysu obudzę się, a on nieoczekiwanie sam się nie rozwiąże?! Co jeśli zaśpię na zajęcia?! (ykhm...). Cóż. Postanowiłem stawić czoła temu wyzwaniu. Pokażę na co mnie stać i mimo zaspania oraz nienajlepszego nastroju spowodowanego brakiem odzienia zrobię to!

Pozbierałem brudne rzeczy, wszedłem do kuchni. Tu chciałbym się na chwilę zatrzymać. Bo, gdzie powinna stać pralka? W kuchni, czy w łazience? Zawsze mnie to zastanawiało u kogoś tak, u kogoś inaczej. No ale nieważne. Wszedłem więc do kuchni... Kuchenka jak każda inna (studencka). Syf plamy na podłodze, mała lodówka w rogu, zlew na przeciwko wejścia - pełen garów, wysoki piec kaflowy po prawej, worek ze śmieciami i półka z masą różnych rzeczy, których nikt nie używa, ale gdy chcesz coś z nich wyrzucić to nikt Ci nie pozwoli. Po środku tego wszystkiego ona - Helga - nazwana tak przez poprzednich lokatorów mieszkania, zapewne za sprawą niewątpliwego niemieckiego pochodzenia. Helga - pralka marki "Miele" z niemieckimi opisami programatorów, na moje oko około 15-letnia machineria, która pewnie nie jedno w swoim życiu przeszła. Wywołuje u mnie lęk, chociażby za sprawą mechanizmu jej otwierania. Może jestem dyletantem w tej dziedzinie, ale gdy miałem przyjemność pierwszy raz spotkać Helgę około półtora miesiąca temu nie potrafiłem jej otworzyć. Wszystkie "poprzednie" miały prosty sposób otwierania - jakaś klamka czy coś. Tej sztuki rozgryźć nie potrafiłem. Niemiecki inżynier wyprzedził swoją epokę i stwierdził, że Helgę otwierać będziemy za pomocą przycisku, gdy Helga jest podłączona do prądu.

Przystąpiłem jednak do tej jak się potem okazało, nierównej walki z SSmanką. KOCH-BUNTWASCHE… STUFENSCHLEUDERN... HAUPTWASCHEN... STARKEN... SPULLEN... SCHLEUDERN... Ehhh SZTEFEN MULLER! Na szczęście poprzedni lokatorzy zostawili kartkę przyklejoną do obudowy Helgi z tłumaczeniem. Ale co z tego?! Skąd mam wiedzieć jaki ustawić stopień odwirowania i czy wcześniej robić przedpranie?! Czarna magia. A właściwie biała, bo Helga to czystej rasy Aryjka. Raz się żyje! na intuicję wcisnąłem parę przycisków. Helga burczała, wyła, chwilami zdawało się nawet jakby śpiewała coś. Ale czegoś jej brakowało. Pomyślisz teraz sobie: „kretyn proszku nie wsypał...” Otóż wsypał. Burczała tak i burczała, ale nadal nic. Pochodziłem po mieszkaniu poszukałem pomysłów. Wiem! Woda... Helga nie miała wody! A jak to się mówi "z gówna forsy nie ukręcisz..." Helga miała swój kranik. Ukryty, gdzieś tam, daleko. Przekręciłem. Nic. W drugą stronę. Nic. Wreszcie w pozycji, w której kranik był od początku, po wciśnięciu HAUPTWASCHEN. Coś zaczęło się dziać. I działo się bardzo dobrze! Helga prała!

Zrelaksowany siedziałem sobie w fotelu i popijałem herbatę kiedy z kuchni przestały dochodzić dźwięki prania. Skończyła. Uradowany pobiegłem do kuchni. Nie wiedziałem jeszcze, że najgorsze dopiero ma się wydarzyć...

"Helga oddaj wodę" proszę... mówiłem po 10 minutach bezowocnych prób wyjęcia z prania z brzucha mechanicznego-gestapowca-kobiety. Bo jak tu wyjąć pranie gdy woda w środku. Tylko razem z wodą, a tego nikt z nas nie chciał. Helga nie chciała oddać wody, do której tak się widocznie przywiązała. Na nic okazały się moje próby rozmowy z pralką: „Helga! Heluś! Helunia! Popatrz na mnie! Co zrobiłem nie tak? Za mało proszku? Hela! Proszę Cię! Ja też miałem ciężkie dzieciństwo! Mów do mnie…” Dla żadnej, wcześniej nie byłem tak czuły, a ona nic… kompletnie nic. Znów zacząłem szukać odpowiedzi po mieszkaniu. Daremnie.

W tym czasie gdy nie wiedziałem co zrobić, pewna osoba (pozdrawiam i dziękuje) zasugerowała mi, że Helga może po prostu potrzebować seksu… Wtedy mnie olśniło! W kuchni ostatnio pojawił się nowy lokator – Mikrofalówka - Skinhead-Mikrofal-Oi! White Power. Znaliśmy się już wcześniej, z poprzedniego mieszkania. Sam zresztą dałem mu tak dumne imię. Powiązałem fakty. Ona – Niemka z prawicowymi poglądami, On – ze skrajnie prawicowymi poglądami. Było oczywiste. Helga się zakochała. Cóż widocznie bez wzajemności. Pierwszej młodości już nie była. Niestety. Zostawiłem Helgę z jej problemem. A niech cierpi. Po tym co mi zrobiła… Udałem się na spacer.

Gdy wróciłem, w mieszkaniu byli już moi współlokatorzy. Razem ustaliliśmy, że Helga jak każda inna pralka nie ma uczuć, a winą może być zatkany filtr… Bez chwili zawahania chwyciłem zakrętkę od filtra bezdusznej maszyny. Nie wiedzieliśmy, że jedno zdanie dzieli nas od katastrofy: „A jak to otworzymy to, woda nie wyleje się z pralki?” Gdybym czasem po wysłuchaniu drugiego człowieka, przeanalizował to co powiedział… Tak więc Helga oddała wreszcie całą wodę… na podłogę. Na szczęście przytomne myślenie i jej konsekwencja - szybka akcja ratunkowa uratowały nas od kompletnej katastrofy. Do dziś, żaden z sąsiadów nie przyszedł z dołu…

To wydarzenie nauczyło mnie, czegoś ważnego. Po pierwsze - Helga jednak ma uczucia i nigdy więcej nie powiem przy niej czegoś ją obrażającego. Po drugie – nie ufaj kobietom, które mówią do Ciebie w obcym języku lub nic nie mówią i po trzecie i najważniejsze – rób pranie w pralni.

5 komentarzy:

  1. Gutt.
    Chciałbym cię mocno przytulić, ale nie mam prawej ręki..
    PanBe.

    OdpowiedzUsuń
  2. bo gdybyś kontynuował moja myśl to tak by nie było...

    OdpowiedzUsuń
  3. A gdybyś się przedstawił/a to bym wiedział, o którą myśl chodzi...

    OdpowiedzUsuń
  4. W internecie nie ma zwyczaju przedstawiania się. A powiedz mi Tomek, prałeś w proszku do białego? Bo zawsze się zastanawiałem, przecież to, w jakim proszku się pierze powinno zależeć od brudu, bo przecież proszek pozbywa się brudu, i dlatego powinien być proszek nie do rzeczy białych i kolorowych, tylko do brudu białego i kolorowego.
    :/

    OdpowiedzUsuń
  5. No racja... racja, kurde nie pomyślałem. Myślę jednak, że moja pralka, która jak już wspomniałem, jest 100% biała, pierze tylko kolorowy brud.

    OdpowiedzUsuń