środa, 18 maja 2011

Niefart Bogusz, niefart...

I choć od tamtej chwili minęło już trochę czasu, choć po niej były inne - wydawałoby się takie same, to tamta była mi szczególna. Straszna była to strata, straszna i bolesna. Nawet nie wiem kiedy się od siebie oddaliliśmy, a oddalenie to, okazało się być nieodwracalne, bo jak wrócić do czegoś, kiedy nawet nie wiadomo od czego zacząć, gdzie szukać?
Od tamtej pory nie mogę też wyrzucić z głowy złych myśli. Co u niej? Kto z nią teraz jest? I gdzie jest? Może U BOKU kogoś innego, kto tylko czeka, żeby przy pierwszej nadarzającej się okazji zostawić ją bez mrugnięcia okiem. Jaki jej los? Jaki mój – bez niej?
Tak mnie zostawić! Bez pożegnania, a miałem ją tylko dla siebie… Niewierna! Pomyślałem też sobie: na co czekasz? Idź, zdobądź nową. Niestety tego typu strata to strata na zawsze. I nawet jeśli zdobędę nową i następną i następną i STO, to zawsze będzie to STO i ta jedna mniej.
Nikt nie lubi gubić pieniędzy. Wydaje mi się jednak, że ja jakoś szczególnie. Właściwie to nigdy dotąd nic nie zgubiłem. To brzmi jak pewnego rodzaju opozycja do tego, co dosyć często mówią ludzie sceptycznie nastawiając się do udziału w różnego rodzaju konkursach i loteriach, lub z euforią po wygranej: „nigdy nic nie wygrałem”. Co za niefart! Co za pech! Ja nie dość, że nigdy nic nie wygrałem, to teraz jeszcze gubię!
Ciekawe co pomyślał ten szczęśliwiec? Widząc gdzieś przy chodniku sto złotych, moje sto złotych, ciężko zapracowane sto złotych, sto złotych przypłacone zakwasami i odciskami! Czy schylił się od razu i szybko schował do kieszeni? Bo nawet jeśli on tego tak w tej chwili nie odbierał, to było tam dziesiątki osób, które widziały i pomyślały – złodziej… Może zatrzymał się, porozglądał, usiadł na ławce nieopodal i niczym dzikie zwierze - wpatrzone w ofiarę, wlepił wzrok w moją stówę, żeby w odpowiednim momencie zaatakować, porwać i zaspokoić swój głód. A może całkiem inaczej – idąc, zobaczył taki kąsek, bez ceregieli schylił się, podniósł, obejrzał i z uśmiechem tryumfu popatrzył na innych przechodniów; tak jakby chciał powiedzieć: TO MOGŁEŚ BYĆ TY.
A potem? Kiedy już była jego? Wersja pierwsza jest taka: mógł długo zastanawiać się, co zrobić z takim prezentem? Wybierać za i przeciw, skonsultować się z partnerem, zadzwonić do maklera, DORADCY FINANSOWEGO, adwokata, pójść do spowiedzi… a po niej rzucić na tacę. W wersji drugiej, szczęśliwiec mógł chwycić co prędzej za telefon, zadzwonić do kumpli i krzyknąć: chłopaki wpadajcie wieczorem do mnie!
Zdaje sobie sprawę, że pewnie nie tylko ja zgubiłem kiedyś pieniądze i niejeden je znalazł. Na pewno w skali kraju zdarza się to stosunkowo często. Więc jeśli znalazłeś ostatnio stówę, to gdybym mógł coś zasugerować: dużo bardziej wolałbym tę drugą wersję. Jeśli ja jestem w nienajlepszym humorze i opłakuję stratę, to niech chociaż ktoś się tym kosztem zabawi. Wszak równowaga w przyrodzie być musi!
bB

3 komentarze:

  1. mam coś w sam raz dla ciebie:
    http://www.nooooooooooooooo.com/

    z wyrazami współczucia
    brat :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Lebioda z Ciebie i tyle :-P

    OdpowiedzUsuń